Hej, nie myślałam nigdy, że kiedykolwiek napiszę takiego posta, przynajmniej nie teraz...Ale jednak...
Wiecie jak to jest kiedy bardzo czegoś chcecie? Staracie się? Na początku nie wierzycie, że może Wam się udać ale potem okazuje się "Tak? Naprawdę? Nie mogę uwierzyć!" Kiedy do Waszej świadomości dochodzi, że naprawdę macie jakieś szanse, tak to Wam się właśnie udało i zaczynacie dawać z siebie wszystko.
Wydaje Wam się, że naprawdę możecie to zrobić. Możecie udowodnić sobie i innym, że potraficie, że chcecie zrobić to dla siebie...
I...Znowu się udaje!
Nadal walczycie, staracie się w Waszych głowach już pojawiają się pomysły i wizję...
Zwycięstwo...
Albo chociaż podium...Byle się załapać, byle wreszcie coś osiągnąć...
Ale...Zaczynacie mniej przykładać się do ćwiczeń, treningów...
Wierzycie, że dacie sobie radę, ale mniej ćwiczycie...
Spoczęliście na laurach... Chociaż nie powinniście...
Teraz powinniście się przygotować a tymczasem czujecie, że wszystko co już wiecie wyleciało Wam z głowy...
I wierzycie dalej, że Wam się uda ale nie raczycie pracować ciężko...
Dopiero później zaczynacie się uczyć z pewnością, że się wyrobicie...
I w końcu, zagadnienia są już opanowane cale wciąż brak Wam jakiś takie dogłębnych informacji...
A potem przychodzi ten moment, kiedy staje się przed testem, który może udowodnić Wasza wiedzę, który może otworzyć Wam w przyszłości nowe drzwi...
A Wy piszecie, przekonani, że jakoś się uda..
Czekacie na wyniki...
A potem dostajecie to co Wam się należało... Zabrakło Wam jednego punktu...
Odczuwacie w sobie pustkę, macie poczucie, że nic nie umiecie i żałujecie, że nie zaczęliście uczyć się wcześniej...
I nie wiecie co zrobić, czy wścieka się na siebie, czy płakać, czy...śmiać się w własnych błędów?
Pogodzić się z karą za brak nauki czy walczyć dalej? Wmawiać sobie, że jest dobrze?
Kiedyś mój kolega zrobił prezentacje o Józefie Piłsudskim i przedstawił kilka jego powiedzeń, ja do serca wzięłam sobie to (no, albo coś podobnego, w każdym bądź razie brzmiał jakoś tak - przepraszam ale początku nie pamiętam) "...Ale jeśli spoczniesz na laurach, to też klęska".
I przez jakiś czas się do niego stosowałam, więc czemu teraz nie potrafiłam...?
Nie wiem...
Nie udało mi się.
Chociaż z drugiej strony, uczyłam się, może nie miałam opanowanego wszystkiego ale uczyłam się dzień w dzień przez ponad 2 miesiące...
Przychodzi taki moment w życiu kiedy zadajemy sobie pytanie '' Dlaczego nie posłuchałam?''
I jeśli odpowiem sobie na nie prawidłowo to jesteśmy w stanie uniknąć tego błędu po raz drugi...
Ale mimo wszystko co byśmy zrobili to co się ma stać, się stanie...
Kiedy usłyszycie taką informację, to nic Wam się nie chce, macie zamiar rzucić i rozwalić wokół siebie wszystko...
Czujecie, że musicie skończyć ze wszystkim, nawet jeśli nie jest to powiązane ze sobą...
Szczerz mówiąc ja też z początku chciałam...zniszczyć wszystko, usunąć bloga...
Ale nie zrobię tego...
Co prawda już ochłonęłam ale...nie umiem się z tym pogodzić...
Po prostu czuję jakby wewnątrz mnie trwała walka...
Nie wiem co mam o tym myśleć...
Nareszcie dostałam to, na co zasłużyłam...
I nie wiem czy mam na siebie krzyczeć, czy odpuścić i stać się obojętna...
Nie wiem nawet co teraz będzie...
Skoro nie mogę nic osiągnąć to może przestanę się uczyć?
Nie wiem, mam mętlik w głowie...
I pewnie część z Was zapyta po co o tym pisałam?
A więc musiałam, nie chodzi tu o użalanie się nad sobą tylko...
To mój bloga, ja na nim piszę, więc mogę napisać co chcę, chciałam poświęcić go na różne sytuacje z mojego życia, jak sobie z nimi radzić i połączyć z modą, rysowaniem...
Ale w tej sytuacji nie wiem co mogę zrobić...
Nie ma sensu płakać na siłę cały dzień, ale zamknąć się w sobie też nie jest dobrze, wyżyć się...może, ale jak?
Kiedy tylko wspomnę o tym, zobaczę jakąś wzmiankę napływają mi łzy do oczu i nie dlatego, że test był za trudny tylko bo ja nie dałam rady...
Przeceniałam się, co jest bardzo zgubne...
Miałam nadzieję...
Ale...
Czuję, jakby we mnie w środku coś wybuchało...
Jakbym traciła siły do życia...
Jakbym straciła całą chęć do życia i energię...
Ja po prostu cierpię ''od środka''...
Na razie wolę sobie o tym nie przypominać...
Ale, coś się stało to się nie odstanie, czasu już nie cofnę...
Trzeba iść do przodu, mimo, że jest ciężko...
To chyba koniec postu...
Pa...
julka_k
PS Tak dla informacji: zdjęcie na początku posta to mój rysunek, który co prawda nie jest jeszcze skończony więc przepraszam... i przepraszam za jego jakość...
Wiecie jak to jest kiedy bardzo czegoś chcecie? Staracie się? Na początku nie wierzycie, że może Wam się udać ale potem okazuje się "Tak? Naprawdę? Nie mogę uwierzyć!" Kiedy do Waszej świadomości dochodzi, że naprawdę macie jakieś szanse, tak to Wam się właśnie udało i zaczynacie dawać z siebie wszystko.
Wydaje Wam się, że naprawdę możecie to zrobić. Możecie udowodnić sobie i innym, że potraficie, że chcecie zrobić to dla siebie...
I...Znowu się udaje!
Nadal walczycie, staracie się w Waszych głowach już pojawiają się pomysły i wizję...
Zwycięstwo...
Albo chociaż podium...Byle się załapać, byle wreszcie coś osiągnąć...
Ale...Zaczynacie mniej przykładać się do ćwiczeń, treningów...
Wierzycie, że dacie sobie radę, ale mniej ćwiczycie...
Spoczęliście na laurach... Chociaż nie powinniście...
Teraz powinniście się przygotować a tymczasem czujecie, że wszystko co już wiecie wyleciało Wam z głowy...
I wierzycie dalej, że Wam się uda ale nie raczycie pracować ciężko...
Dopiero później zaczynacie się uczyć z pewnością, że się wyrobicie...
I w końcu, zagadnienia są już opanowane cale wciąż brak Wam jakiś takie dogłębnych informacji...
A potem przychodzi ten moment, kiedy staje się przed testem, który może udowodnić Wasza wiedzę, który może otworzyć Wam w przyszłości nowe drzwi...
A Wy piszecie, przekonani, że jakoś się uda..
Czekacie na wyniki...
A potem dostajecie to co Wam się należało... Zabrakło Wam jednego punktu...
Odczuwacie w sobie pustkę, macie poczucie, że nic nie umiecie i żałujecie, że nie zaczęliście uczyć się wcześniej...
I nie wiecie co zrobić, czy wścieka się na siebie, czy płakać, czy...śmiać się w własnych błędów?
Pogodzić się z karą za brak nauki czy walczyć dalej? Wmawiać sobie, że jest dobrze?
Kiedyś mój kolega zrobił prezentacje o Józefie Piłsudskim i przedstawił kilka jego powiedzeń, ja do serca wzięłam sobie to (no, albo coś podobnego, w każdym bądź razie brzmiał jakoś tak - przepraszam ale początku nie pamiętam) "...Ale jeśli spoczniesz na laurach, to też klęska".
I przez jakiś czas się do niego stosowałam, więc czemu teraz nie potrafiłam...?
Nie wiem...
Nie udało mi się.
Chociaż z drugiej strony, uczyłam się, może nie miałam opanowanego wszystkiego ale uczyłam się dzień w dzień przez ponad 2 miesiące...
Przychodzi taki moment w życiu kiedy zadajemy sobie pytanie '' Dlaczego nie posłuchałam?''
I jeśli odpowiem sobie na nie prawidłowo to jesteśmy w stanie uniknąć tego błędu po raz drugi...
Ale mimo wszystko co byśmy zrobili to co się ma stać, się stanie...
Kiedy usłyszycie taką informację, to nic Wam się nie chce, macie zamiar rzucić i rozwalić wokół siebie wszystko...
Czujecie, że musicie skończyć ze wszystkim, nawet jeśli nie jest to powiązane ze sobą...
Szczerz mówiąc ja też z początku chciałam...zniszczyć wszystko, usunąć bloga...
Ale nie zrobię tego...
Co prawda już ochłonęłam ale...nie umiem się z tym pogodzić...
Po prostu czuję jakby wewnątrz mnie trwała walka...
Nie wiem co mam o tym myśleć...
Nareszcie dostałam to, na co zasłużyłam...
I nie wiem czy mam na siebie krzyczeć, czy odpuścić i stać się obojętna...
Nie wiem nawet co teraz będzie...
Skoro nie mogę nic osiągnąć to może przestanę się uczyć?
Nie wiem, mam mętlik w głowie...
I pewnie część z Was zapyta po co o tym pisałam?
A więc musiałam, nie chodzi tu o użalanie się nad sobą tylko...
To mój bloga, ja na nim piszę, więc mogę napisać co chcę, chciałam poświęcić go na różne sytuacje z mojego życia, jak sobie z nimi radzić i połączyć z modą, rysowaniem...
Ale w tej sytuacji nie wiem co mogę zrobić...
Nie ma sensu płakać na siłę cały dzień, ale zamknąć się w sobie też nie jest dobrze, wyżyć się...może, ale jak?
Kiedy tylko wspomnę o tym, zobaczę jakąś wzmiankę napływają mi łzy do oczu i nie dlatego, że test był za trudny tylko bo ja nie dałam rady...
Przeceniałam się, co jest bardzo zgubne...
Miałam nadzieję...
Ale...
Czuję, jakby we mnie w środku coś wybuchało...
Jakbym traciła siły do życia...
Jakbym straciła całą chęć do życia i energię...
Ja po prostu cierpię ''od środka''...
Na razie wolę sobie o tym nie przypominać...
Ale, coś się stało to się nie odstanie, czasu już nie cofnę...
Trzeba iść do przodu, mimo, że jest ciężko...
To chyba koniec postu...
Pa...
julka_k
PS Tak dla informacji: zdjęcie na początku posta to mój rysunek, który co prawda nie jest jeszcze skończony więc przepraszam... i przepraszam za jego jakość...
Też tak mam.Zawsze gdy myślę sobie ,,ale.ten test był prosty" to okazuje się że napisałam go na 3... Albo uczę się i brakuje pół pkt do wymarzonej oceny...Ja...Ja zawsze zamiast się wyżywać biorr na kolnaka świnkę lub świnki,bo wiem że im nic nie zrobie,że nie potrafiłambym się na nich wyżyć.I mnie to uspokaj
OdpowiedzUsuń